Stare to już dzieje.
Orkowy Boss Death Skullz'ów ze swoim wiernym Squigiem.
Etykiety
15mm
(4)
20mm
(1)
28mm
(24)
Blood Angels
(2)
Blood Bowl
(2)
British
(7)
BW-N
(1)
Circle of Orboros
(1)
Crusaders
(1)
DBA
(2)
Early Imperial Romans II/56
(2)
French
(1)
Hordes
(1)
Legion of Everblight
(1)
Mercenaries
(1)
Muskets&Tomahawks
(7)
Napoleonic
(1)
Normans
(1)
Ogniem i mieczem
(2)
Orks
(1)
Protectorate of Menoth
(2)
Retribution of Scyrah
(2)
SAGA
(3)
Scylla
(5)
Skaven
(2)
SWE
(2)
Vikings
(2)
Warhammer 40K
(3)
Warmachine
(4)
Wolsung
(5)
poniedziałek, 9 czerwca 2014
niedziela, 2 marca 2014
Temple Flameguard
Witam serdecznie!
Nie jest to moja pierwsza praca na tym blogu, ale na pewno jest to mój pierwszy post. Chciałbym wam przybliżyć zbrojny i piechotny trzon mojej armii pustynnych fanatyków religijnych.
Oto oddział Temple Flameguard, wraz z ich Attachmentem w pełnym komplecie.
Oddział doskonale nadaję się na pierwszą linię obrony. Nieprzygotowany może zginąć marnie, ale jeżeli dostaną trochę czasu żeby stworzyć ze swoich tarcz solidną ścianę, to ewentualny atakujący może stracić wiele czasu żeby przez nich przejść.
Tani punktowo i bardzo wyporny oddział którego walory może spotęgować oficer i sztandar. Dzięki nim oddział sieje terror (dosłownie, bo zyskuje zasadę "terror"), oraz magicznie sprawia że włócznie Flameguardów zaczynają podpalać.
Malowanie całej dwunastki zajęło mi dość sporo czasu, ale był to pierwszy raz kiedy na warsztat zdecydowałem się wziąć tak dużą ekipę. 12 ludków malowanych jednocześnie. Odbiłem trochę od oryginalnego malowania proponowanego przez Privateer Press, na rzecz bardziej pustynnych jasnych kolorów. Czerwienie są typowo Menothowe.
Nie jest to moja pierwsza praca na tym blogu, ale na pewno jest to mój pierwszy post. Chciałbym wam przybliżyć zbrojny i piechotny trzon mojej armii pustynnych fanatyków religijnych.
Oto oddział Temple Flameguard, wraz z ich Attachmentem w pełnym komplecie.
Oddział doskonale nadaję się na pierwszą linię obrony. Nieprzygotowany może zginąć marnie, ale jeżeli dostaną trochę czasu żeby stworzyć ze swoich tarcz solidną ścianę, to ewentualny atakujący może stracić wiele czasu żeby przez nich przejść.
Tani punktowo i bardzo wyporny oddział którego walory może spotęgować oficer i sztandar. Dzięki nim oddział sieje terror (dosłownie, bo zyskuje zasadę "terror"), oraz magicznie sprawia że włócznie Flameguardów zaczynają podpalać.
Malowanie całej dwunastki zajęło mi dość sporo czasu, ale był to pierwszy raz kiedy na warsztat zdecydowałem się wziąć tak dużą ekipę. 12 ludków malowanych jednocześnie. Odbiłem trochę od oryginalnego malowania proponowanego przez Privateer Press, na rzecz bardziej pustynnych jasnych kolorów. Czerwienie są typowo Menothowe.
czwartek, 27 lutego 2014
Ślicznotki świata Immoren
Witamy po przerwie!!!
Ostatnimi czasy zaniedbaliśmy bloga. Było to spowodowane dużą ilością pracy oraz pewną grą bitewną która zaprzątała każdą naszą wolną chwilę. WARMACHINA.
Nie sądziłem że jakaś gra wciągnie mnie w takim stopniu. Wszystkie inne projekty odeszły na drugi, albo i trzeci plan. W chwili obecnej mamy przyjemność zaprezentować Wam kilka naszych prac malarskich, raportów bitewnych, oraz naszych przemyśleń na temat tego genialnego systemu.
Zaczęło się bardzo niewinnie. Rzuciłem pomysł Iksowi że można by spróbować zagrać w skirmish o wielkich parowych robotach. Iksowi pomysł się spodobał. Tego samego dnia, przyjrzeliśmy się kilku filmikom z cyklu "How to Play" oraz nabyliśmy pierwsze modele z drugiej ręki. Ja do Khadoru, Iksu do Menothu. Po kilku dniach mieliśmy za sobą pierwsze trzy rozgrywki i ... System pochłonął nas bez reszty. Dynamika, mnogość akcji do wykonania, oraz szybkość rozgrywki, a do tego piękne modele. Czyli wszystko czego chcieliśmy. Nie zajęło nam dużo czasu, a wciągnęliśmy kolejne osoby między innymi Szynę, którego wcieliliśmy w szeregi Wildcasters. I tak o to przez ostatnie 4 miesiące, żyłowaliśmy rozpiski, kupowaliśmy figurki (każdy z nas ma po dwie armie), oraz je malowaliśmy. Przelaliśmy litry krwi i oleju na polu bitwy. Spędziliśmy godziny na czytaniu rulebooków i armybooków. W końcu wyszliśmy z "szafy" i dołączyliśmy do lokalnej grupy WarmaHordowców. Mamy za sobą pierwszy turniej a kolejne dwa już w najbliższy weekend :). Zapał nie gaśnie a my dalej wdrażamy się w świat Immoren.
W najbliższych postach zamieścimy nasze modele które malujemy na kolejną edycję Play Mini of the Month, który odbywa się na forum Warmachiny (swoją drogą świetny pomysł na motywowanie ludzi do malowania swoich armii). Tematem są walentynki malowanie par oraz modeli płci pięknej. Szyna na warsztat wziął pEiryss - najbardziej granego i genialnego solosa w Warmachinie (czysty powergaming). Iksu wymalował Nicię, Tear of Vengance. Przepiękną figurkę o bardzo dynamicznej i ciekawej pozie. Nie widuje się jej często w rozpiskach, ale jest silnym solosem Menothu. Ja wybrałem pLylyth. Silnego i zarazem łatwego warlocka dla zaczynających z armią legionu. No i nasz rodzynek Szyszka która również wciągnęła się w Warmachine. Jako pierwszy model wymalowała Morvahne The Autumblade w otoczeniu modeli bez których nie ma żadnej Oborowej rospiski, czyli Shifting Stonesów.
Żeby nie przedłużać o to zdjęcia modeli miłego oglądania.
Ostatnimi czasy zaniedbaliśmy bloga. Było to spowodowane dużą ilością pracy oraz pewną grą bitewną która zaprzątała każdą naszą wolną chwilę. WARMACHINA.
Nie sądziłem że jakaś gra wciągnie mnie w takim stopniu. Wszystkie inne projekty odeszły na drugi, albo i trzeci plan. W chwili obecnej mamy przyjemność zaprezentować Wam kilka naszych prac malarskich, raportów bitewnych, oraz naszych przemyśleń na temat tego genialnego systemu.
Zaczęło się bardzo niewinnie. Rzuciłem pomysł Iksowi że można by spróbować zagrać w skirmish o wielkich parowych robotach. Iksowi pomysł się spodobał. Tego samego dnia, przyjrzeliśmy się kilku filmikom z cyklu "How to Play" oraz nabyliśmy pierwsze modele z drugiej ręki. Ja do Khadoru, Iksu do Menothu. Po kilku dniach mieliśmy za sobą pierwsze trzy rozgrywki i ... System pochłonął nas bez reszty. Dynamika, mnogość akcji do wykonania, oraz szybkość rozgrywki, a do tego piękne modele. Czyli wszystko czego chcieliśmy. Nie zajęło nam dużo czasu, a wciągnęliśmy kolejne osoby między innymi Szynę, którego wcieliliśmy w szeregi Wildcasters. I tak o to przez ostatnie 4 miesiące, żyłowaliśmy rozpiski, kupowaliśmy figurki (każdy z nas ma po dwie armie), oraz je malowaliśmy. Przelaliśmy litry krwi i oleju na polu bitwy. Spędziliśmy godziny na czytaniu rulebooków i armybooków. W końcu wyszliśmy z "szafy" i dołączyliśmy do lokalnej grupy WarmaHordowców. Mamy za sobą pierwszy turniej a kolejne dwa już w najbliższy weekend :). Zapał nie gaśnie a my dalej wdrażamy się w świat Immoren.
W najbliższych postach zamieścimy nasze modele które malujemy na kolejną edycję Play Mini of the Month, który odbywa się na forum Warmachiny (swoją drogą świetny pomysł na motywowanie ludzi do malowania swoich armii). Tematem są walentynki malowanie par oraz modeli płci pięknej. Szyna na warsztat wziął pEiryss - najbardziej granego i genialnego solosa w Warmachinie (czysty powergaming). Iksu wymalował Nicię, Tear of Vengance. Przepiękną figurkę o bardzo dynamicznej i ciekawej pozie. Nie widuje się jej często w rozpiskach, ale jest silnym solosem Menothu. Ja wybrałem pLylyth. Silnego i zarazem łatwego warlocka dla zaczynających z armią legionu. No i nasz rodzynek Szyszka która również wciągnęła się w Warmachine. Jako pierwszy model wymalowała Morvahne The Autumblade w otoczeniu modeli bez których nie ma żadnej Oborowej rospiski, czyli Shifting Stonesów.
Żeby nie przedłużać o to zdjęcia modeli miłego oglądania.
pLylyth mojego autorstwa
Iksu i jego Nicia
Szyna i Eiryss
Szyszka i jej Morvahna
Subskrybuj:
Posty (Atom)